Część druga i ostatnia opowieści.
Mimo ostrego podejścia wroga do bezceremonialnego niszczenia
"Świątków" - znaleźli się ludzie, którzy z narażeniem życia ratowali te obiekty.
Na przykład: Franciszek Bryłka uratował rzeźbę Pana Jezusa Frasobliwego
/Pawła Brylińskiego/. Małżonkowie Olbromscy uratowali rzeźbę N.M.P. z
Kapliczki przy ul. Farnej. Przewrócone krzyże żelazne znieśli chłopcy na cmentarz grzebalny i tam je wmurowali na honorowym miejscu. Pracy tej przewodniczył ks. Kościow.
Lecz byli ludzie, którzy poszli z premedytacją usuwać i niszczyć te Świątki.
Przewracali z miną zwycięzców. Należy tutaj podkreślić, że walkę z religią i
polskością przeprowadzali wieruszowscy folksdojcze "odstępcy" - na rozkaz władz
niemieckich. Okupant szalał, pokazując swoje męstwo, udowadniając, że Pana
Boga nie ma! Kłamca ten na sprzączce pasa mundurowego nosił napis: "Gott
mit uns". Chodząc z ciężkimi młotami udowadniali, że zwycięstwo jest po
ich stronie. Wskazane obiekty burzyli z uśmiechem na ustach.
Do tych bohaterów przystał także niejaki "x". Był to "robotnik", który na krótko
przed trzydziestym dziewiątym rokiem powrócił z Francji, gdzie pracował jako
górnik w kopalni. Zamieszkał przy ulicy Wieruszowskiej w Podzamczu. Miał własny samochód osobowy. Dom, w którym mieszkał, został podczas kampanii wrze-
śniowej spalony. Schylił głowę w głębokim ukłonie przed wrogiem i otrzymał mieszkanie w budynku, w którym do czasu wybuchu wojny była Elektrownia Miejska, tuż przy Rzeź-
ni, naprzeciw boiska sportowego. On to otrzymał polecenie zburzenia figury św.Jana Nepomucena. Wziął młot w ręce i poszedł na wyznaczone miejsce. Świadków było sporo!
Sama likwidacja tej figury nie była przeprowadzona wieczorem, lecz w samo
południe. Słońce świeciło bardzo pięknie. Oprawca miał sporo humoru. Figura
św. Jana była znacznych rozmiarów - wielkości naturalnej człowieka. Stała na
tym miejscu od lat. Aż tu nagle wyrok wygłoszony ustami "x", brzmiał:
"Nu widzisz! Tyś taki ważny i mocny, a x jednym uderzeniem zwali Cię na
ziemię!".
Splunął w garść, chwycił młot w ręce, zamierzył się - uderzył raz... a potem
poprawił drugi raz, wykonując dzieło mistrza. Następnie głowę wrzucił do Prosny, a że tułów był ciężki, więc miał "pomagierów". Zadowolony z siebie rzekł:
"Nu! Tero mogę iść do domu i zjeść dobry obiad!" Szedł przez drewniany most, następnie
skręcił w lewo. Minął plac młyński... zbliżał się do domu przy Rzeźni.
Stanął przy drzwiach, wyciągnął rękę, by otworzyć drzwi, lecz klamki nie dotknął…
W jednym momencie padł na ziemię.
Zlecieli się niektórzy chcąc mu pomóc, lecz on już nie żył.
Na pogrzebie folksdojcza, odstępcy - apostaty - nie było ani jednego Niemca.
Wstydzili się za sprzedawcę własnych uczuć. Nie było także ani jednego Polaka
- Katolika.
Poszli tylko ci, co musieli wykopać dół by w niego opuścić trumnę i zakopać ją
z obowiązku.
Autor: śp. Klemens Żuber
Część pierwsza pewnej historii.
Za mostem, z prawej strony drogi, naprzeciw Zamku, obok Komory Celnej, stał sobie krzyż dwuramienny, postawiony na pamiątkę po przebytej epidemii tzw."Cholery", która nawiedziła miasto za cara, w połowie XIX wieku. Nieco
dalej w głębi, zaledwie o trzydzieści metrów, stała figura św. Jana Nepomucena. Umieszczona była na cokole, a ten stał na kopcu specjalnie usypanym, o średnicy 12 metrów i na 4 metry wysoki.
Całość była ogrodzona starannie wykonanym płotem drewnianym, z furtką
od strony frontowej. Punkt ten sakralny zwracał na siebie wielką uwagę. Przeżył
niejedno pokolenie. Każdy przechodzący chrześcijanin, zdejmował nakrycie głowy, pochylał ją nieco, oddając cześć, a potem szedł dalej. Obok figury i krzyża przechodziły różne wojska, najpierw carskie, potem w 1914 r. zajęli dalszą ziemię wojska niemieckie. Po pierwszej wojnie światowej, Grenschutz strzelał do miasta. Bombardował je solidnie. Zniknęła komora, spalił także Zamek, lecz te dwa świątki stały dalej - nietknięte.
Wróg wycofał się, lecz powrócił podczas II wojny światowej. Było pełno wojska,
a ofiar w ludziach trudno było zliczyć. Nieprzyjaciel nie oszczędzał polskości i w
środkach nie przebierał. Nastała straszna niewola. Ograniczono nabożeństwa.
Wywożono ludzi do prac przymusowych i do Obozów Śmierci. Ginęli ludzie, niczym
muchy. Nadszedł rok 1941. 8 września w święto Narodzenia N.M.P., na sześć
tygodni przed aresztowaniem wieruszowskich księży, Niemcy poczęli wywracać i
burzyć krzyże, kapliczki. Przewracanie krzyży odbywało się przeważnie o zmroku. Zniknęły z powierzchni wszystkie punkty sakralne. Między innymi zlikwidowano kapliczkę przy ul. Farnej, postawionej na miejscu, gdzie ongiś był
"Wielki Ołtarz" kościoła parafialnego św. Bartłomieja, Michała ku pamięci ks.
A. Kordeckiego, na którym była postać Niepokalanej Dziewicy, a stał w miejscu
38 lat. Postawiony został w 300-setną rocznicę urodzin Obrońcy Jasnej Góry
przed Szwedami /1603-1903r./. Przewrócono krzyż misyjny i krzyże żelazne,
pięknie wykonane ręką fachowca, stojące przy ul. Warszawskiej, przy ul .Fabrycznej, przy ul. Polnej i wiele... wiele innych.
cdn
Autor: śp. Klemens Żuber
zlasu-"oni" nie musieli się tym mostem przeprawiać na wschód , "oni" już się przeprawili po moście betonowym i dawno zajęli całą Polskę.Tylko z jakiś względów zrezygnowali z odbudowy mostu betonowego.